-

genezy : ku zdrowotnosc-i

Raymond Chandler i Ian Fleming rozmawiają (1958)

Raymond Chandler i Ian Fleming rozmawiają (1958)

http://www.nicolaginzler.com/2013/07/14/raymond-chandler-and-ian-fleming-in-conversation-1958/

Ian Fleming: No cóż, tak naprawdę pierwsza rzecz to zdefiniowanie tego, o czym mamy rozmawiać. Myślę, że tytuł tego o czym mamy rozmawiać to angielskie i amerykańskie thrillery. Co to jest thriller? Według mojej opinii ty nie piszesz thrillerów, a ja piszę.

Raymond Chendler: Ja też je pisze.

IF: Nie nazywam twoich książek thrillerami. To są powieści.

RC: Wiele osób nazywa je thrillerami.

IF: Myślę, że się mylą.

RC: No cóż, ja…

IF: Chodzi o to, że ty piszesz powieści napięcia (suspence), tak jak Simenon i prawdopodobnie chyba też jak Eric Ambler, ale w których przemoc jest tłem, tak jak miłość mogłaby być tłem zwykłej lub prostej powieści…

RC: No cóż, w Ameryce thriller albo kryminał (a mistery story) jak je tutaj nazywamy, jest poniżej poziomu.

IF: O tak, pisanie thrillerów jest z całą pewnością poniżej poziomu…

RC: Możesz napisać długą, bardzo kiepską historyczną powieść, pełną seksu i może to być bestseller i będzie traktowana z respektem. Ale bardzo dobry pisarz thrillerów, który pisze daleko, daleko lepiej, doczeka się oczywiście tylko małej wzmianki.

IF: Tak, wiem. Właśnie tak jest.

RC: Zwykle. Nie ma nawet próby jego oceny jako pisarza.

IF: Lecz ty zostałeś doceniony jako pisarz i myślę, że Dashiell Hammett też…

RC: No tak, ale ile to czasu zabrało? Przymierasz głodem przez dziesięć lat zanim twój wydawca stwierdzi, że jesteś dobry [śmiech].

IF: No cóż, Nathanael West’owi udało się…czyż nie?

RC: Tak, ale on się pojawił długo, długo później.

IF: To prawda. Jeśli chodzi o moje materiały obawiam się, że mam je z podróżowania i zbierania wyczerpujących notatek, bo nie potrafię niczego spamiętać.

RC: Tak, ale ty jesteś doświadczonym dziennikarzem.

IF: Myślę, że taka jest odpowiedź. Mam na myśli to, że nauczyłem się pisząc…

RC: Możesz pojechać do Las Vegas i możesz mieć Las Vegas w kilka dni… poza zimną wodą.

IC; [śmiech] O tak, narzekałeś na jeden z posiłków jakie James Bond zamówił w Las Vegas. Opisałem posiłek, ale nie napisałem, że kelnerka jako pierwszą rzecz przynosi zimną wodę…

RC: To mnie rozbawiło, bo zwykle pierwszą rzeczą jaką dostajesz w amerykańskich restauracjach, jest szklanka lodowatej wody, postawiona przez kelnerkę albo pomocnika barmana.

IF: Tak ale ja raczej się szczycę tym, że próbuję właśnie takie detale opisywać prawidłowo.

RC: Myślę, że żadnemu z pisarzy angielskich nie udało się zdobyć tak wiele detali prawidłowo jak tobie. Mam na myśli tę historię w Harlemie, była wspaniała.

IF: Naprawdę?

RC: Myślę, że tak i ta w St Petersburg.

IF: Raczej lubiłem St Petersburg…

RC: Nie wydaje mi się, żeby jakikolwiek amerykański pisarz mógłby zrobić to bardziej precyzyjnie.

IF: Nie wiem jak ty, ale ja mam wielką trudność w pisaniu o czarnych charakterach. Złoczyńcy to wyjątkowo trudni ludzie do opisania. Możesz często natknąć się na bohaterów w życiu. Możesz ich spotkać, natknąć się na nich i na bohaterki oczywiście też. Ale naprawdę solidnego złoczyńcę jest naprawdę trudno zbudować, tak myślę.

RC: Według mnie nikt tak naprawdę nie jest złoczyńcą.

IF: Nie, to wychodzi z książki. Ale mieliście kilku całkiem groźnych złoczyńców.

RC: tak, oni…tak.

IF: Widzę, że w ostatni weekend było kolejne zabójstwo w Nowym Jorku. Jeden z tych mężczyzn był związany ze związkami zawodowymi dokerów- jak się nazywał?

RC: Albert Anastasia?

IF: Anastasia, tak. Jak takie zabójstwo jest aranżowane?

RC: Bardzo prosto. [pauza] Chcesz abym ci opisał jak to jest robione?

IF: Tak, tak.

RC: No cóż, po pierwsze syndykat musi zadecydować o tym, czy on ma być zabity, a oni nie chcą zabijać ludzi.

IF: Nie.

RC: To zły biznes w dzisiejszych czasach.

IF: Tak.

RC: Kiedy podejmą decyzję dzwonią do kilku chłopaków, powiedzmy, do Minneapolis, do sklepu żelaznego czy jakiegoś- z frontu poważnego biznesu. Ci kolesie przyjeżdżają do Nowego Yorku i mają przekazane instrukcje i fotografię mężczyzny i mają powiedziane to co o nim wiadomo. Dostają spluwy…

IF: W Minneapolis?

RC: Nie, nie w Mineapolis. Po otrzymaniu instrukcji dostają spluwy. Teraz, ta broń nie jest przerabiana w żaden sposób, ale to jest broń, która przeszła przez tyle rąk, że obecny właściciel jest nie do wykrycia. Producent może tylko wskazać pierwszego kupującego. A więc, oni jadą tam gdzie gość mieszka i wynajmują mieszkanie lub pokój naprzeciwko po drugiej stronie ulicy. Obserwują go przez wiele dni, dopóki nie będą wiedzieć dokładnie kiedy wychodzi, kiedy wraca i co robi. A kiedy są już gotowi podchodzą do niego i go zabijają. Muszą mieć też tzw. crash car- Bugsy Siegel był takim człowiekiem od crash carów. Crash car jest na wypadek jakby samochód policji niespodzianie nadjechał, i wtedy crash car wjeżdża w ten policyjny samochód…

IF: Tak, rozumiem co masz na myśli.

RC:..więc zdołają uciec. Wsiadają w samolot i wracają do domu i tyle.

IF: Zostawiają broń na miejscu, prawda?

RC: Zawsze.

IF: I mają rękawiczki?

RC: No cóż, ile odcisków palców było zdjętych z takiej broni?

IF: No właśnie.

RC: Musisz trzymać za kolbę…

IF: Tak, to prawda. Oczywiście w książkach [odciski palców] zawsze wydają się być zdejmowane, ale podejrzewam, że nałożenie materiału na kolbę i dokładne zeskrobanie go powoduje chropowatą powierzchnię, na której nie zostają żadne odciski palców.

RC: Nie i kolby nie są tak robione. One są wykończone aby być chropowate…

IF: No tak, to prawda. Więc ile chłopakom za to płacą?

RC: Dziesięć tysięcy.

IF: Dziesięć tysięcy każdemu?

RC: Tak, jeśli to ważny gość. To małe pieniądze dla syndykatu.

IF: Tak. No i wracają do swoich zajęć w sklepie żelaznym w Minneapolis?

RC: To nie jest zupełnie osobista sprawa. Ich nic nie obchodzi ta osoba, czy żyje czy nie. To dla nich  jest tylko praca. Oczywiście muszą być ludźmi pewnego sortu, bo by tego nie robili. Oni nie są podobni do nas. My byśmy tego nie zrobili.

IF: Nie… trudno to sobie nawet wyobrazić.

RC: No cóż, znam ludzi których bym zastrzelił.

IF: Kogoś w Anglii?

RC: Nie, nie w Anglii.

IF: Za co chcesz ich zastrzelić?

RC: Myślę, że było by lepiej żeby nie żyli.

IF: Znowu wracając do złoczyńców. Oczywiście cała trudność to przekonać się- i być w stanie przekonać czytelnika- że tego człowieka nie można żałować za to, że jest chory. Trudno zobrazować kogoś, kto jest twardzielem bez bycia psychopatą.

RC: No cóż, to prawie niemożliwe wyobrazić sobie całkowicie złego człowieka, który nie jest psychopatą.

IF: Prawda. No i od razu pojawia się litość dla niego. To trudne…i to właśnie mam na myśli jeśli chodzi o czarne charaktery. Są postaciami które niezwykle trudno jest zbudować.

RC: No cóż, on będzie miał tę bardzo ludzką stronę. Może być bardzo miły dla swojej rodziny, ale w swoim zajęciu- nielegalnym - może być bezwzględny.

IF: No cóż, musisz znać takich ludzi, nie można ich wymyślić. 

RC: [pauza] Nie ma ludzi całkowicie złych.

IF: Twój bohater, Philip Marlowe, to prawdziwy bohater. Zachowuje się jak bohater, w sposób heroiczny. Ja nigdy nie zamierzałem uczynić moją główną postać, jaką jest James Bond, bohaterem. Zamierzałem uczynić go tępym narzędziem użytym przez jakąś rządową agendę, który znajdzie się w dziwacznych i fantastycznych sytuacjach i mniej więcej wystrzela sobie swoją drogę, lub w ten czy inny sposób się wydostanie. Oczywiście on w odniesieniach u innych jest zawsze przedstawiany jako mój bohater. Ala dla mnie jednak nie jest bohaterem. Tak w zasadzie myślę, że jest raczej mało atrakcyjny.

RC: A powinieneś…

IF: …powinienem, wiem. Chciałbym pisać o nim bardziej uczuciowo i prawdopodobnie z większą dozą łagodności.

RC: Myślę, że tak właśnie zrobiłeś w Casino Royale.

IF: Doprawdy?

RC: Tak.

IF: No cóż, ja…tak, był trochę emocjonalny na końcu, wtedy kiedy dziewczyna umarła.

RC: Wszystko w porządku, ale człowiek w jego butach nie może pozwolić sobie na delikatne uczucia.

IF: Tak to właśnie czuję.

RC: On je [te uczucia] odczuwa lecz musi je zdławić.

IF: Tak. Z drugiej jednak strony Philip Marlowe je odczuwa i o nich mówi. 

RC: On jest zawsze zdezorientowany.

IF: Jest, czyż nie? [śmiech]

RC: [śmiech] On jest jak ja.

IF: Udało mi się zdobyć próbny egzemplarz twojej ostatniej książki, tej która właśnie wychodzi tylko w miękkiej okładce i jestem bardzo zainteresowany tym fragmentem, który mówi o przemocy i byciu twardym i tym podobnym rzeczom. Wydaje się, że jest bardzo dobrze to przedstawione. Wszedł do sypialni tej dziewczyny jak posłyszał jej szantaż. [Fleming zaczyna czytać fragment z książki] ‘Wyciągnęła mały automatyk. Spojrzałem. ‘o broń’, powiedziałem ”Nie strasz mnie bronią. Całe życie z nią żyłem, używałem starego Derringer’a, pojedyncze strzały, typ który nosili hazardziści. Kiedy się zestarzałem awansowałem na lekką sportową strzelbę wtedy 303-trójkę, strzelbę do rzutków. Kiedyś trafiłem byka z 900-ciuset jardów i to celując z muszki. W razie jak się nie orientujesz, cały taki cel z 900-ciuset jardów ma wielkość znaczka pocztowego.” “Fascynująca kariera,” powiedziała.”Broń nigdy niczego nie rozwiązuje”. ”To tylko szybka kurtyna do kiepskiego drugiego aktu.”

[stłumiony śmiech] Myślę, że to dobrze przedstawione. Ale zrozum, to daleko czulszy punkt widzenia niż ten, który ja umieszczam w moich książkach, gdzie ludzie strzelają do siebie tak często, że potrzebujesz mieć program, aby wiedzieć kto gra, a kto jest publicznością.

RC: Dlaczego zawsze umieszczasz scenę tortur?

IF: No…zawsze? Tak, niech pomyślę… może i masz rację.

RC: Jest we wszystkich [książkach] które czytałem.

IF: Naprawdę? Podejrzewam, że wychowałem się na Dr Fu Manchu i tym podobnych thrillerach i jakoś zawsze, nawet w Bulldog Drummond i tak dalej, bohater w końcówce dostaje się w łapy złoczyńcy i cierpi, albo zostaje odurzony narkotykami, lub coś innego mu się przytrafia…

RC: Następnym razem spróbuj prania mózgu. Chyba to gorsze od tortur.

IF: Tak, myślę, że gorsze. Nie lubię być zbyt serio. Ten tak zwany "mój bohater" dobrze się bawi. Pokonuje złego na końcu i dostaje dziewczynę i dobrze służy swojemu rządowi. Lecz podczas tego całego procesu musi cierpieć w zamian za ten sukces. No bo co robisz, przycinasz mu podatek dochodowy? Męczą mnie bohaterowie innych thrillerów, kiedy dostają po głowie kolbą rewolweru i po tym są pełni szczęścia- tylko guz na głowie.

RC: To jedno z moich przewinień- oni zbyt szybko zdrowieją. Wiem jak to jest dostać w głowę kolbą rewolweru. Pierwszą rzeczą którą robisz, to wymiotujesz.

IF: Naprawdę?

RC: yhym.

IF: Tak. No i właśnie. Widzisz, robi się gwałtownie i nieatrakcyjnie i tak dalej. Widzisz, prawda jest właśnie taka. Podczas gdy z pewnością istnieje zbyt częsty krytycyzm moich książek myślę, że mój tak zwany bohater musi cierpieć przed otrzymaniem nagrody na końcu…

RC: Musi trochę pocierpieć, to prawda, ale…

IF: Ale niezbyt dużo, co? No cóż, nikt go nie skrzywdzi zbytnio w książce, którą właśnie napisałem. Zbytnio.

RC: Napisałeś?

IF: Tak.

RC: Jaki ma tytuł?

IF: Nazywa się Goldfinger.

RC: W jaki sposób udaje ci się pisać tak wiele książek gdy masz tyle innych zajęć?

IF: Mam dwa miesiące urlopu na Jamajce, co rok. Taki mam kontrakt z Sunday Times i piszę książkę każdego roku podczas tych właśnie dwu miesięcy i z nią wracam.

RC: Nie potrafię napisać książki w dwa miesiące.

IF: Ale piszesz lepsze książki ode mnie.

RC: Tak jest albo nie jest, ale ciągle nie potrafię napisać książki w dwa miesiące. Najszybciej napisałem książkę w trzy miesiące.

IF: Simeon pisze je około tygodnia do dziesięciu dni.

RC: Yhym, tak jak Erle Stanley Gardner.

IF: Tak.

RC: Właściwie Edgar Wallace… Znam historię jak Edgar Wallace miał jechać do Hollywood i poprosili go, czy by zechciał napisać oryginalną historię na scenariusz. Spodziewali się, że zajmie mu to około sześciu tygodni. To się wydarzyło w piątek, a on wrócił w poniedziałek z już skończonym.

IF: Mam nadzieję, że zapłacili mu za całe sześć tygodni.

RC: Wydaje mi się, że suma była ustalona.

IF: Miło to słyszeć. Ale twój człowiek, twój bohater Philip Marlowe- czy bazuje mniej więcej na tobie, że tak powiem? Widzę pewne… w zasadzie widzę wyraźny związek między tobą a Philip’em Marlowe. 

RC: O, jeśli jest to niechcący. 

IF: Wydaje mi się, że mój koleś ma pewne moje słabostki, lecz nie powiedziałbym, że ma jakiś związek z osobą którą myślę, że jestem, no ale tak to jest.

RC: Potrafisz grać w baccarata tak dobrze jak on?

IF: Nie tak dobrze, nie. Bardzo bym chciał- uwielbiam to. Kocham hazard.

RC: Ja zupełnie nie lubię hazardu. To jedyny nałóg jakiego nie posiadam.

IF: No nie, daj spokój. Sporo ich zostało, czyż nie?

RC: No cóż, to jedyny nałóg jakiego nie posiadam. Nie interesuje mnie hazard.

IF: Czy powiedziałbyś, że są podstawowe różnice między angielskim i amerykańskim thrillerem?

RC: O tak. Amerykański thriller ma duże większe tempo.

IF: My tu raczej mamy “herbatka i muffinka”, taki rodzaj szkoły pisania, tak mi się wydaje. Policjanci są zbyt mili i zawsze wypijają kubki herbaty, a inspektorzy pykają z fajek i cała sprawa idzie raczej w cichej atmosferze, w jakiejś małej miejscowości w Anglii. Oczywiście, wy macie tradycję prywatnych detektywów, których my zbyt wielu nie mamy, bo tak ogólnie rzecz biorąc, oni są zwykłymi ludźmi, którzy śledzą pary małżeńskie i próbują je na czymś złapać.

RC: To tak jak w Ameryce…

IF: Tak, ale w waszym bilansie pojawiają się częściej.

RC: Prywatny detektyw jest katalizatorem, człowiekiem który rozwiązuje sytuację. Taki w prawdziwym życiu nie istnieje. Chyba, że potrafisz go wykreować tak, aby wydawał się prawdziwy. Nie zarabia też żadnych pieniędzy.

IF: Marlowe dla mnie wydaje się być realny- to znaczy ja go jestem w stanie zwizualizować całkiem wyraźnie.

RC: To dlatego, że go znam już bardzo długo. On nie jest prawdziwym rodzajem, jako prywatny detektyw.

IF: Podejrzewam, że ta sama zasada dotyczy agentów secret service. Znałem ich wielu i ogólnie są bardzo spokojni, kochający pokój, których możesz spotkać na ulicy, usiąść obok w swoim klubie, w samej rzeczy dwóch lub trzech siedzi obok mnie w moim klubie…

RC: Jednak muszą być wewnątrz bardzo odważni.

IF: Muszą, bo to nudne zajęcie, nikt im za to nie dziękuje i nie daje medali. Jeśli chodzi o żony to też całkiem nudno, pomijając niebezpieczeństwo i całą tę resztę. Czy teraz planujesz jakiś rodzaj nowej książki?

RC: Teraz jestem w czarnej dziurze.

IF: W jakim sensie?

RC: Kumpel musi się ożenić.

IF: Naprawdę? Marlowe będzie się żenił?

RC: Tak, ale będzie straszna walka. Więc jej się nie spodoba jego raczej podejrzana profesja, jak o niej mówi, a jemu wcale się nie spodoba jej sposób na życie, w drogim domu w Palm Spring, z mnóstwem kolesi którzy przychodzą na krzywy ryj. Więc będzie walka, może się skończyć i rozwodem, kto to wie…

IF; O żeż ty (Oh golly ;)) Nie chciałbyś czasem odstrzelić jej może?

RC: Zabić ją?

IF: Tak?

RC: O nie, jest zbyt miła.

IF: No tak. Linda, prawda?

RC: Tak, zbyt miła żeby ją odstrzelić.

IF: Ah. No cóż. Nie wydaje mi się aby mój koleś miał zamiar się ożenić.

RC: Oczywiście gdybym zabił Marlowe’a rozwiązało by to wiele problemów. Nie musiałbym pisać o nim więcej książek.

IF: Zastanawiam się jakie są główne składniki dobrego thrillera. Oczywiście musisz mieć tempo; powinno zacząć się już na pierwszej stronie i nieść cię przez całość. I myślę, że musisz mieć tam przemoc, myślę, że też pewną ilość seksu, musisz mieć podstawową intrygę, ludzie muszą chcieć wiedzieć, co się do końca wydarzy.

RC: Zgadzam się. Musi być element tajemnicy, a właściwie musi być tajemnicza sytuacja. Detektyw nie wie o co w tym chodzi, wie że jest coś dziwnego, ale nie wie o co właściwie chodzi. Wydaje mi się, że prawdziwa tajemnica nie tkwi w tym, kto zabił Sir John’a w jego gabinecie, ale o co chodziło w całej tej sytuacji, o co chodziło ludziom, jakiego rodzaju ludźmi byli.

IF: To dokładnie to o czym piszesz, oczywiście, ty tworzysz swoje postaci bardzo podobnie jak ja, i element thrilleru w twoich książkach jest w tych ludziach, w budowie postaci, i w pewnej mierze w dialogu, o którym myślę, że jest jednym z najlepszych we współczesnej prozie. Myślę że w zasadzie obaj jesteśmy do pewnego stopnia zabawni, co może nie wychodzi od razu na pierwszy plan, ale lubimy śmieszne żarty.

RC: Płasko to nudy na pudy ('So and so' is really rather a bore).

IF: Tak. Masz jakiś swoich ulubionych pisarzy thrillerów, Ray? Ludzi których z automatu kupujesz, mniej więcej w ciemno?

RC: Nie. Nie muszę ich kupować. Przysyłają mi gratis.

IF: Naprawdę?

RC: Wydawcy to robią.

IF: Masz szczęście. Nie ma zbyt wielu dobrych thrillerów. Jeśli o mnie chodzi to lubię je czytać w samolotach i pociągach. Znajduję je jako fantastyczny rodzaj książek do spędzenia czasu. W każdym razie, dziękuję Ray. Cudownie było cię znowu widzieć.

RC: No cóż, uwielbiam zawsze cię widzieć.

 



tagi: ian fleming  raymond chandler 

genezy
4 lutego 2018 21:45
7     1115    1 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Caine @genezy
4 lutego 2018 21:57

Bardzo ciekawa lektura. Można poprawić : Derringer to "jednostrzałowiec".

zaloguj się by móc komentować

genezy @Caine 4 lutego 2018 21:57
4 lutego 2018 22:46

Okazuje się, że Lincoln chyba też się o tym dowiedział ;)

Ta konwersacja przypomina mi rozmowę Bohr- Terletsky, w której każdy chciał zdobyć witalne informacje od tego drugiego i jednocześnie nie zdradzić się z niczym zasadniczym.

zaloguj się by móc komentować

genezy @przemsa 5 lutego 2018 10:06
5 lutego 2018 10:36

Fajowo, wyguglałem, że w tej książce jest esej o pisaniu kryminałów.

No i kilka innych esejów o pisaniu i literaturze też napisał, może uda się to wyguglać.

zaloguj się by móc komentować

chlor @genezy
5 lutego 2018 10:46

Coś jak rozmowa zaprzyjaznionych gangsterów dzielących się rynkiem.

zaloguj się by móc komentować

genezy @genezy
5 lutego 2018 23:44

Kawałek tej transkrypcji jest tu dla mnie pewnym problemem. Ulepszyłem, ale nie jestem w pełni z tego zdania zadowolony. Ktoś? Coś? 

No to co, no to wióra moi kochani panowie, jak mawiał nasz nauczyciel z działu frezarek:

'So and so' is really rather a bore- Płasko to nudy na pudy.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować